poniedziałek, 30 września 2013

Eurovolley 2013 - mój tydzień francuski w Gdańsku - cz. 1

Roller coaster of emotions - mniej więcej takiego tweeta zmieściłam w trakcie meczu Francja - Rosja. I myślę, że to krótkie zdanie dobrze opisuje to, co się działo w Gdańsku podczas tegorocznych Mistrzostw Europy, biorąc pod uwagę wszystkie siedem reprezentacji, które miały okazję zagrać w Ergo Arenie w zeszłym tygodniu. 


Nie mogło być inaczej - największą uwagę zwracałam na to, co wyczyniali na boisku Francuzi. Do Gdańska pojechałam tak naprawdę służbowo, bo PZPS uznał, że warto umieścić moje nazwisko na liście jakichś 300 dziennikarzy akredytowanych na Mistrzostwa Europy 2013. Starałam się wykonywać swoje obowiązki najlepiej jak się tylko dało, nie udało mi się zrealizować wszystkiego, co zakładałam przed ME, więc niedosyt pozostaje. A tak wyglądała plakietka, dzięki której mogłam rozmawiać z zawodnikami i trenerami:

Bardzo mi przykro, twarzy niestety
nie zmienię, więc osoby wrażliwsze proszę
o szybkie przewinięcie strony... ;)


Czwartek, 18.09.2013 - konferencja prasowa przed fazą grupową

Zawodnicy drużyn grupy B mieszkali w hotelu Mercure na Jana Heweliusza, blisko dworca Gdańsk Główny. I to właśnie hotel Mercure był moim pierwszym celem w czwartek, dzień przed rozpoczęciem Mistrzostw Europy. W samo południe odbywała się tam bowiem konferencja prasowa przed Eurovolley'em. Na spotkaniu z dziennikarzami pojawili się przedstawiciele tylko trzech reprezentacji - Polski, Francji i Słowacji. Turków nie było, ponieważ... byli jeszcze w powietrzu. Niestety, podopiecznym Emanuele Zaniniego dzień wcześniej odwołali samolot do Polski. Pech to pech. 

Z grubsza zapis konferencji możecie przeczytać oczywiście na stronie PZPS. Ja ze swojej strony dodam, że coach Tillie całkiem sprawnie obsługiwał mikrofon, podając go po kolei wszystkim, przynajmniej na początku konferencji ;) I mówiąc o Gdańsku, jako jedyny wspomniał o czasach "Solidarności" i fenomenie Lecha Wałęsy. Pełniejsze wypowiedzi przedstawicieli Les Bleus tu

fot. PZPS

Ogólnie Laurent Tillie jest przesympatycznym człowiekiem, bardzo rzeczowym, a jednocześnie pogodnym i z poczuciem humoru. Po konferencji zagadnęłam go i poprosiłam o wywiad, na co trener zresztą bardzo chętnie się zgodził. Niestety, mój dyktafon dla odmiany stwierdził, że jest zbyt zmęczony nagrywaniem konferencji, rozpoczął strajk generalny po paru chwilach rozmowy z Tillie. Niestety zorientowałam się dopiero po całym wywiadzie, że niewiele się nagrało (aż 8 sekund, nieźle jak na rozmowę trwającą mniej więcej 10 minut, prawda?). 

Popytałam troszkę o zawodników, o całą ligę francuską i ogólnie o pracę Tillie. Dobra wiadomość dla fanów Pierre'a Pujola - trener absolutnie nie zamyka przed nim drzwi do kadry. Pierre musi jednak jeszcze więcej pracować, aby powrócić do reprezentacji, a póki co podstawowym playmakerem zostaje Benjamin Toniutti. Podobnie rzecz się ma z Jeanem-Françoisem Exigą. Przed ME trener powiedział, że prawdopodobnie Jeff zagra, ale wszystko będzie zależało od dnia. Jak wiemy, Exiga jednak całe mistrzostwa spędził na trybunach, a dokładniej na krzesełku między dwoma komentatorami francuskiej stacji Sport+. Również postawa Lyneela na LŚ była bardzo miłym zaskoczeniem dla trenera. Laurent Tillie jest przeciwny rozgrywaniu setów do 21 punktów, bo o ile on sam grał systemem do 15 punktów (ale "oczko" zdobywało się przy własnym serwisie), tak twierdzi, że obecny system gry jest dobry, sprawdzony i nie należy go zmieniać. Trener również uważa, że brak limitu obcokrajowców w lidze francuskiej to robienie krzywdy reprezentacji. Być może gdyby wprowadzono ograniczenia, to kadra Les Bleus w tym momencie byłaby o wiele silniejsza. To tyle z tego, co w tej chwili pamiętam, bo szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie rozmawiałam z trenerem, a już na pewno nie z trenerem zagranicznym, stąd stres był niesamowity. Laurent Tillie w pewnym momencie, kiedy poruszyłam temat juniorów (zadałam pytanie, czy będzie nadal odmładzał kadrę, skoro na Mistrzostwach Świata Juniorów Francuzi zagrali świetnie, a celem są IO 2016), wypalił: "Widzę, że interesujesz się francuską siatkówką". To było naprawdę miłe i dało mi pozytywnego kopa do działania :)

fot. facebook.com


Po konferencji pojechałam do Ergo Areny, choć dojazd nie był łatwy ze względu na zerwaną sieć trakcyjną. Na hali powiedzieli mi, że niestety, akredytacji jeszcze nie wydrukowali, tak więc musiałam zgłosić się na drugi dzień. Kolejna godzina w tramwaju. Shit happens.


Piątek, 20.09.2013 - między nami dziennikarzami. Słowacki ruch oporu.

W piątek pojawiłam się w Ergo Arenie o wiele wcześniej, żeby odebrać akredytację. Na szczęście, kolejka nie była długa i czekałam co najwyżej 10 minut. W związku z tym na halę weszłam mniej więcej koło 15.00, być może wcześniej. Dzięki temu spokojnie mogłam wybrać sobie stolik, odpalić internet wi-fi i poczekać na rozpoczęcie meczu Słowacja-Francja. Mniej więcej koło 15.30 na stanowisko komentatorskie przybyli Francuzi, a konkretnie panowie Nicolas Baillou i Alain Fabiani (dla niezorientowanych - były zawodnik Les Bleus, kolega z boiska m.in. Laurenta Tillie i Philippe'a Blaina).

Z Mr. Baillou od czasu do czasu zamieniłam kilkanaście tweetów przy okazji rozgrywek reprezentacyjnych, ale w życiu bym nie pomyślała, że mnie rozpozna, ani tym bardziej, że sam do mnie podejdzie (btw., naprawdę nie traktowałam zbyt poważnie tweeta "See you there", w domyśle - w Ergo Arenie, uznałam, że przecież na hali "zobaczę się" również z mniej więcej 10 000 ludzi). Generalnie przeżyłam szok - ja, nic nie znaczący człowieczek z Polski, który za darmo pisze wciąż koślawe i bardzo niedoskonałe artykuły o francuskiej siatkówce, porozmawiał chwilę z kimś, kto pracuje dla Canal+, a na FIVB figuruje jako rzecznik prasowy Francuzów. Naprawdę, nie jestem kimś wartym jakiejkolwiek uwagi, a jednak zainteresowało go, czemu kocham akurat reprezentację "Trójkolorowych". Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie mam zielonego pojęcia, ale później przez cały Eurovolley się nad tym zastanawiałam i chyba już wiem :) Ale wszystkich francuskich siatkarzy wciąż nie znam, bo prawdę mówiąc nie zajmuję się Elite Masculine i niższymi ligami (czyli odpowiednik naszej II ligi). Kwestia czasu. 

Żeby było jeszcze zabawniej, to za panem Baillou przyszli Jeff Exiga i Jonas Aguenier, którzy w meczu ze Słowacją nie grali. Jeff na szczęście zdecydowanie był bardziej zainteresowany osobą pana komentatora niż moją (odetchnęłam z ulgą) i pogawędził sobie z nim po francusku, zaś Jonas stał sobie z boku i cały czas się uśmiechał. Też bym się cieszyła, jakbym przyjechała na mistrzostwa w charakterze zawodnika :)

Rafie też się podobało ;)
fot. facebook.com

Mecz ze Słowacją był dziwny. Pierwszy set był naprawdę dobry w wykonaniu Francuzów, którzy w końcówce zbudowali sobie wyraźniejszą przewagę i spokojnie ograli Słowaków do 20. Później nie było tak łatwo. Druga partia to był horror. Les Bleus kiepsko zaczęli, potem jakoś udało im się odrobić straty, mieli chyba z pięć piłek setowych... Ale ostatecznie wygrali. 35:33. Kolejną partię również grali na przewagi i również zwyciężyli, tym razem 28:26. Pamiętam, że pomyślałam sobie, że skoro z teoretycznie słabszymi Słowakami mieli sporo kłopotów, to w kolejnych meczach (zwłaszcza w tym z Polską) tak łatwo im nie pójdzie. Że wcale aż tak dobrze nie są przygotowani. Że znów siada psychika i wracają kłopoty w końcówkach setów. Jak się okazało, "pierwsze śliwki robaczywki". 

fot. facebook.com

Tuż po meczu ze Słowacją popędziłam do mixed zone, czyli do miejsca przy wyjściu dla zawodników, gdzie można przeprowadzać wywiady. Pierwszy w tej strefie pojawił się Benjamin Toniutti, ale niestety, "przechwycił go" inny dziennikarz,. Po Toniuttim, który musiał szybko udać się na konferencję prasową (obowiązki kapitana), długo nie pojawiał się żaden Francuz, więc zaczęłam się lekko niepokoić. Niepotrzebnie, bo za jakieś 2-3 minuty przyszedł Samuele Tuia. Naprawdę, to bardzo sympatyczny człowiek. Świetnie się z nim rozmawia. Samu jest otwarty i nie rozumiem niektórych kibiców, zwłaszcza sympatyzujących z Olsztynem, którzy ciągle nie mogą wybaczyć mu kiepskiej gry w tamtejszym AZS-ie. Ostatnie dwa sezony w rosyjskim Kemerovie były w jego wykonaniu bardzo dobre i wierzę, że w Bełchatowie Samuele się odnajdzie, zadomowi i będzie bardzo silnym ogniwem tego klubu. Trzymam kciuki za niego, żeby wygrał rywalizację z Facundo Conte. Jeśli ktoś chciałby przeczytać, co ciekawego powiedział Samuele Tuia, to odsyłam pod ten link. Generalnie Samu był bardzo rozmowny, bo w mixed zone pojawiał się po każdym meczu Francji i chwała mu za to. Tak więc poszukajcie dobrze na różnych stronach innych wywiadów z nowym przyjmującym Skry, bo jest ich sporo.

fot. facebook.com


Sobota, 21.09.2013 - do trzech razy sztuka? Nie tym razem

Przyznam, że świetnie siedzi się na hali przed meczem. Jest cicho i spokojnie, a człowiek już zaczyna wyczuwać to podekscytowanie w powietrzu. Mecz Słowacja - Turcja był bardzo ciekawy. Siatkarze trenera Zaniniego wygrali dwa pierwsze sety (wprawiając mnie tym samym w zakłopotanie - dzień wcześniej stawiali opór Polakom, a dzień później mieli grać z Francją - zapowiadał się więc dość trudny mecz dla Les Bleus). Słowacy wrócili do gry dzięki zmianom na pozycji rozgrywającego i atakującego. Kapitalną robotę zrobił Juraj Zat'ko, wspaniale zagrał były już zawodnik Arago de Sète, Milan Bencz. Mnie się udało pogadać ze Štefanem Chrtianskim juniorem, który od października będzie bronił barw Nantes Rezé MV.

fot. facebook.com


Ledwie wyszłam z mixed zone, a tu już na hali rozgrzewali się biało-czerwoni i Les Bleus. Kibice dopisali, jak zwykle zresztą, ale nawet tak głośny doping nie był w stanie pomóc Polakom w pokonaniu Francji. "Trójkolorowi" co prawda zaczęli mecz słabiej od gospodarzy, którzy mieli kilka punktów przewagi, ale ją roztrwonili. Ogólnie przez całe spotkanie miałam wrażenie, że może nie tyle "Trójkolorowi" grali tak dobrze, co Polacy robili w zasadzie wszystko, żeby przegrać ten mecz (i nie wpaść na Rosjan w barażach / ćwierćfinałach).

Po meczu Les Bleus - nie mogło być inaczej - byli w doskonałych humorach. Fajnie patrzyło się na roześmianych N'Gapetha i Lyneela przechodzących przez mixed zone i chyba ten obrazek najbardziej utkwił mi w pamięci. Po meczu z Polską dorwałam Kévina Tillie, z góry przepraszając za mój kwadratowy angielski. Jak wiecie (lub nie) Kévin przez ostatnie dwa lata studiował w Kalifornii i tam też rozwijał swoje umiejętności, grając w lidze uniwersyteckiej w UC Irvine. O to postanowiłam go zresztą zapytać, bo uznałam, że to ciekawy temat. Szczerze mówiąc, wiedziałam, że Kévin jest podobny do swojego ojca, ale na żywo to podobieństwo jest uderzające. Prawie idealna kopia ojca, powoli już nie tylko ze względu na wygląd, ale i rozwijający się talent...

fot. facebook.com



Niedziela, 22.09.2013 - z Turkami o ćwierćfinał (i dzień wolny)

Tak, jak wspomniałam wcześniej, po tym, co pokazali Turcy w meczach z Polską i Słowacją, nie byłam wcale pewna wygranej Francji w spotkaniu z nimi. Nie wiem, czy to kwestia zmiany trenera czy po prostu tureccy siatkarze sporo nauczyli się od gwiazd tamtejszej ligi, ale grali naprawdę dobrze w tej fazie grupowej i byli bardzo niewygodnym rywalem. Pierwszy set bardzo spokojnie wygrali Francuzi, również w drugim zmierzali do łatwego zwycięstwa, choć Turcja naciskała w samej końcówce. Les Bleus nie dali sobie wyrwać tej wygranej. Przy stanie 2:0 w setach (czyli po zdobyciu 1 dużego punktu, dającego Francuzom bezpośredni awans do ćwierćfinałów), Laurent Tillie postanowił kompletnie zmienić ustawienie zespołu. Na boisku pojawili się rezerwowi, a dalej grał tylko Jenia Grebennikov i Kévin Le Roux (bo nie było po prostu w składzie 4 środkowego, który mógłby go zastąpić). W trzecim secie nowi zawodnicy długo mieli kłopoty ze złapaniem właściwego rytmu gry, co wykorzystali Turcy i doprowadzili do czwartego seta. Grająca nadal w rezerwowym składzie Francja tym razem ograła rywali już bez większych kłopotów.

fot. facebook.com


Po tym meczu dorwałam przesympatycznego Géralda Hardy-Dessourcesa i prawdę mówiąc, o ile mniej więcej wiedziałam, o co chciałabym zapytać pozostałych trzynastu zawodników z kadry francuskiej, tak do Gégé nie miałam żadnych ciekawszych pytań. Zaczęłam więc kompletnie improwizować i wydaje mi się, że urodził się z tego całkiem sympatyczny wywiad. Trochę o mistrzostwach Europy, parę słów o "kompleksie bułgarskim", trochę o Ligue A i ewentualnych faworytach do zdobycia mistrzostwa kraju (przyznam, że GHD zaskoczył mnie nieco typowaniem Rennes jako jednego z groźniejszych rywali Tours). Hardy-Dessources jest bardzo dobrym rozmówcą, cały czas się śmiał i żartował, co było niezwykle sympatyczne. Któregoś dnia zresztą wszedł z wielkim uśmiechem do mixed zone i rzucił tekst do zgromadzonych dziennikarzy "ja znam angielski, mogę z wami wszystkimi porozmawiać" ;) Naprawdę, mega pozytywny człowiek.

fot. facebook.com

O ile się nie mylę, to tego samego dnia próbowałam złapać Jenię Grebennikova (powiem Wam, że tyle się działo, że zaczynają mi się mylić dni). I tak, udało mi się go zawołać z wielką pomocą Antonina Rouziera, który dźgnął go palcem i pokazał na mnie. Niestety Jenia powiedział, że nie czuje się na siłach, żeby rozmawiać ze mną po angielsku. A ja z kolei nie znam na tyle francuskiego, żeby prowadzić z nim swobodną konwersację. Może kiedyś :)

0 komentarze to “Eurovolley 2013 - mój tydzień francuski w Gdańsku - cz. 1”

Prześlij komentarz