Montpellier okazało się bardzo szczęśliwe dla Les Bleus, którzy dwukrotnie przed własną (choć nieliczną) publicznością ograli Japonię 3:0. Tym samym podopieczni Laurenta Tillie po dwóch weekendach Ligi Światowej mają na koncie cztery zwycięstwa i z dorobkiem 11 pkt prowadzą w grupie D.
Długo próbowałam przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek (i jeśli tak, to kiedy) w historii World League Francja miała tak imponujący początek. Okazuje się, że ostatni raz cztery mecze z rzędu Les Bleus wygrali 12 lat temu, w 2002 roku. Na razie jednak "Trójkolorowi" mierzyli się z dość przeciętnie grającą Japonią i nie mogącą odnaleźć swojego rytmu gry Argentyną. Tak, jak pisałam tydzień temu - czekam na zbliżające się cztery starcia z Niemcami, drużyną o wiele bardziej wymagającą. Bardzo prawdopodobne, że właśnie między podopiecznymi Vitala Heynena a Francuzami rozstrzygnie się kwestia awansu do małego finału w Sydney.
fot. fivb.org |
Japończycy nie postawili wysoko poprzeczki w żadnym z dwóch spotkań w Montpellier. Pierwszy mecz upłynął pod znakiem bezsilności Samurajów wobec świetnego bloku Les Bleus, którego siatkarze z Kraju Kwitnącej Wiśni długo nie potrafili sforsować. Tym razem bohaterem był już nie Franck Lafitte, ale jego młodszy kolega - Nicolas Le Goff. 22-letni środkowy zakończył mecz z 8 punktowymi blokami, co robi wrażenie, choć przeciwnik nie należał do najbardziej wymagających. Dla porównania - cała drużyna Japonii w ciągu trzech setów zatrzymała gospodarzy zaledwie sześciokrotnie, a większość "czap" złapał prawdopodobnie Mory Sidibé, który pojawił się na boisku w trzecim secie i wyraźnie nie mógł złapać swojego rytmu gry. Le Goff skutecznie utrudniał życie Japończykom nie tylko blokiem, ale również swoją niewygodną zagrywką, a w całym meczu zdobył 13 pkt, najwięcej spośród wszystkich reprezentantów Francji. Po raz kolejny na słowa uznania zasłużył Antonin Rouzier, który spokojnie omijał blokujących rywali, posyłał piłkę tam, gdzie chciał; było widać radość gry i pewność siebie. W efekcie zakończył mecz z dorobkiem 12 punktów. Ponownie dobrze spisywał się również Nico Maréchal, który wyraźnie odżył po straconym poprzednim sezonie.
fot. FIVB |
W drugim spotkaniu Laurent Tillie pozwolił pograć Mory Sidibé i Samuele Tui, więcej czasu na boisku spędził powracający po kontuzji Kévin Le Roux. W niedzielę Francuzi ponownie bawili się siatkówką, momentami grali jednak zbyt nonszalancko, co kończyło się zupełnie niepotrzebnymi stratami punktów i kilkoma nerwowymi momentami. Tym razem nieco słabiej funkcjonował blok, ale Les Bleus zdecydowanie nadrabiali skutecznością w atakach z prawego skrzydła. Benjamin Toniutti bardzo dużo piłek posyłał do Mory Sidibe, a ten większość z nich zamieniał na punkty, zupełnie inaczej niż dzień wcześniej. Atakujący zdobył ich łącznie 19 (64% skut.). Niezły mecz rozegrał Samuele Tuia, który posłał 4 asy serwisowe i kończył co drugi swój atak. Kilkoma ciekawymi obronami popisał się również Jenia Grebennikov. Szkoda, że jedna z nich okazała się niezgodna z przepisami. Libero przy podbiciu piłki oparł się o plastikową bandę i choć utrzymał piłkę w powietrzu, to sędzia musiał przerwać akcję. To, że Francuzi mimo wyraźnej przewagi (nie tylko punktowej, ale i mam wrażenie, że również mentalnej) wciąż walczyli o każdą piłkę, mogło się podobać. Naprawdę, zawsze chciałabym oglądać tak wyluzowaną drużynę "Trójkolorowych", a żałuję, że żadnym z dwóch meczów na parkiecie nie zameldował się Baptiste Geiler. Cóż, taka decyzja trenera Tillie.
fot. FIVB |
Francja: Rouzier (12), Toniutti (1), Tillie (3), Le Goff (13), Maréchal (10), Lafitte (3), Grebennikov (L) oraz Le Roux (2), Tuia (2), Sidibé (5) i Takaniko
Niedziela, 1 czerwca 2014: Francja - Japonia 3:0 (25:14, 25:15, 25:21)
Francja: Toniutti (2), Tillie (8), Le Roux (7), Le Goff (4), Tuia (15), Sidibé (19), Grebennikov (L) oraz Takaniko
W Montpellier na trybunach pojawiło się sporo postaci związanych z francuską siatkówką. Bardziej uważni mogli wypatrzeć wśród kibiców m.in. Juliena Lyneela, a także znajdujących się poza składem Earvina N'Gapetha, Jonasa Agueniera i Nicolasa Rossarda. W hali Park & Suites Arena zasiedli również m.in. Rafael Redwitz (zaś jego żona, Marion, przeprowadzała krótkie wywiady z zawodnikami dla stacji beIN Sports), Boris Grebennikov (były szkoleniowiec Rennes Volley), Yan Fang (trener RC Cannes) czy Patrick Duflos (trener Arago de Sète)...
Jeszcze rzut oka na tabelę po dwóch weekendach Ligi Światowej 2014.
Wygląda całkiem nieźle ;) |